Do niedawna mogłam śmiało powiedzieć, że wszystko, co zostało wyprodukowane przez markę Sylveco, „uszyto na miarę” dla mojej skóry. Żel tymiankowy, tonik hibiskusowy, lipowy płyn micelarny, pomadka z peelingiem, lekki krem rokitnikowy – uwierzcie, mogę wymieniać dalej, bo sprawdziłam większość oferty tej firmy. Dlatego z dużym entuzjazmem podeszłam również do łagodzącego kremu pod oczy. Okazało się, że produkt ma dwa oblicza – lubiłam go i nie lubiłam. Za co? Czytajcie dalej. 🙂
Krem pod oczy to bardzo ważny punkt w mojej pielęgnacji. Dość często łzawię, przez co pocieram obszar pod oczami, a wtedy bardzo łatwo o podrażnienia. Mnie również nie ominęły. Druga sprawa – mam dopiero 22 lata, ale wiem, że zapobieganie starzeniu się skóry należy rozpocząć jeszcze przed wystąpieniem jego oznak (w końcu to definicja zapobiegania). Dlatego codziennie rano i wieczorem wklepuję odrobinę kremu pod oczy.
Łagodzący krem pod oczy Sylveco kupiłam już dawno temu , jakoś przed latem. Stosowałam go sumiennie, niestety – bez większych efektów. Po połowie dość dużego (30 ml) opakowania stwierdziłam, że pora szukać czegoś innego. W moje ręce wpadły wtedy dwa świetne kosmetyki z Resibo i Be Organic. Produkt Sylveco zostawiłam sobie w rodzinnym domu, do którego wracam zazwyczaj na 2-3 dni co kilka tygodni. Używałam go więc raz na jakiś czas.
Pewnego razu, przyjrzałam się opakowaniu z kremem jeszcze raz. W tym momencie możecie wyobrazić sobie słynną żarówkę zapalającą się nad głową. 🙂 W sposobie użycia kremu wskazano coś, czego jeszcze nie robiłam – mianowicie stosowanie kremu jako maseczki pod oczy na noc. To był ten moment, w którym zaczęłam lubić krem Sylveco.
Podarowanie drugiej szansy było jedną z lepszych decyzji, jakie podjęłam. Stosowanie kremu wyglądało następująco: na dzień nakładałam go w standardowej ilości, natomiast na noc odważnie naciskałam pompkę i kładłam pod oczy grubszą warstwę produktu.
Jak zadziałał? Efekty były widoczne bardzo szybko. Budziłam się z mocno nawilżoną skórą, której potarcie nie sprawiało żadnego bólu z powodu podrażnienia. Była ukojona i gładka. Nie mam większych problemów z cieniami (przynajmniej tak mi się wydaje), więc na ten temat się nie wypowiem, ale w kwestii odżywienia spisał się świetnie.
Skład (ze strony producenta):
Jeżeli interesuje Was, czym są składniki kremu, Sylveco również wychodzi w tej kwestii naprzeciw. Zachęcam Was to zajrzenia do leksykonu składników, dostępnego na stronie producenta (klik). Kliknijcie na odpowiednią literkę, a następnie na nazwę składnika, a dowiecie się o nim więcej.
Przerabiałam już różne pompki, z różnym skutkiem. Ta w kremie Sylveco potrafi dozować idealną ilość produktu. W przypadku kremu pod oczy to ważna informacja, bo często chcemy wydobyć dosłownie kropelkę, a zdarzają się takie, które dają nam całe morze. 😉 Konsystencja jest lekka, lejąca. Krem szybko się wchłania.
Podsumowując, łagodzący krem pod oczy Sylveco nadaje się raczej dla osób, które nie potrzebują mocnej regeneracji obszaru pod oczami, a jedynie delikatnego odżywienia. Jeśli zmagacie się z dużym podrażnieniem i wysuszeniem, podstawowe zastosowanie, czyli wklepywanie małej ilości produktu, może okazać się niewystarczające. Polecam stosowanie go w postaci maseczki – nie zawiedziecie się!
Cena: ok. 28 zł/ 30 ml
Cena produktu jest zależna od sklepu. W sklepie firmowym (klik) i w Minti Shop (klik) dostaniecie go za 28,90 zł. Za to mój ulubiony sklep z kosmetykami naturalnymi, iwos.pl (klik) ma go w swojej ofercie za 24,66 zł. Wybór sklepu należy do Was. Sylveco to marka dostępna w wielu sklepach internetowych, ale też stacjonarnych – aptekach i sklepach zielarskich. Listę wszystkich punktów sprzedaży znajdziecie tutaj -> KLIK.
Mi pomógł na cienie pod oczami:)
PolubieniePolubienie
[…] ideału. Zdarzyła się bardzo podobna sytuacja, co w przypadku kremu Sylveco (o którym pisałam tutaj) – stosowany „normalnie”, czyli nakładany na skórę w małej ilości nie […]
PolubieniePolubienie