Kwiecień-plecień pozostanie w mojej pamięci jako ten miesiąc, przez który majówkę, zamiast nad morzem, spędzam w domu (choróbsko). Kosmetycznie było za to o wiele lepiej! 🙂 Oto moi faworyci:
Skrzyp polny
bezcenny 🙂
Kilka miesięcy temu powiedziałam mojej mamie, że wiosną i latem pozbieram sobie pokrzywę i będę ją stosować jako płukankę do włosów. Mama zapytała, czy skrzyp też jest okej i wyciągnęła mi mały worek z tym suszonym ziółkiem. 🙂 Moja radość nie znała końca, ale był to dopiero początek – najbardziej ucieszyłam się, kiedy skrzyp rzeczywiście świetnie się spisał w roli płukanki.
Jak ją przygotowuję? Dwie czubate łyżki zalewam trzema szklankami wody, doprowadzam do wrzenia i tak gotuję przez kilka (ok. 5) minut. Czekam, aż wywar trochę przestygnie, odcedzam i voilà! Płukanka gotowa. Kiedy już umyję i dokładnie opłuczę włosy, polewam je wcześniej przygotowanym wywarem i nie odciskam. Zajmuję się wtedy resztą czynności „podprysznicowych”, a kiedy skończę, tylko lekko odciskam włosy z nadmiaru wody i zawijam w ręcznik (nie spłukuję już więcej). Włosy po wyschnięciu są niesamowicie wygładzone, miękkie i czuję, że z każdym takim zabiegiem nabierają sił i wyglądają po prostu lepiej. Nie udaje mi się stosować płukanki codziennie, ale nawet rzadsze stosowanie ma wielką moc.
Zielone Laboratorium, Krem do dłoni regenerujący z masłem shea
28 zł/ 100 ml (klik)
Wspominałam ostatnio, że krem do rąk to kosmetyk obowiązkowy w mojej kosmetyczce. Do moich faworytów należą kremy treściwe i takie, które nie pozostawiają po sobie nieprzyjemnej powłoczki (jak wszystkie z parafiną i jej podobnymi). Choć zapach kremu Zielone Laboratorium początkowo wyjątkowo mnie odrzucił (i wciąż uważam, że twórcy powinni nad nim popracować), to jego działanie jest znakomite. Zmiękcza, regeneruje i odżywia skórę dłoni. Wchłania się szybko i jest bardzo skoncentrowany – wystarczy odrobina, żeby posmarować obie dłonie, co działa też na korzyść wydajności. Skład jest oczywiście naturalny, a jeśli interesuje Was jego dokładniejszy opis, producent zawarł na swojej stronie kilka zdań na temat każdego ze składników (kliknijcie obok ceny powyżej:)). Kupiłam go w zestawie z kremem do stóp, którego również używam z przyjemnością.
Natura Siberica, Północne mydło detox
ok. 48 zł/ 120 ml (klik)
Porządne oczyszczenie to coś, czego mojej skórze ostatnio trochę brakowało. Postanowiłam sięgnąć po coś więcej niż żel do twarzy i maseczka z glinką i sięgnęłam po aktywny węgiel zawarty w mydle Natura Siberica. Mydło ma postać niezwykle gęstej pasty. Do opakowania dołączono też gąbeczkę, którą zapomniałam sfotografować, a która każdorazowo pomaga mi ściągnąć produkt z twarzy. Nakładam go za to palcami. Rozprowadzony na twarzy zmienia swój kolor na ciemnoszary.
Przyznam, że bałam się zbyt mocnego oczyszczenia – takiego, które daje efekt piszczącej skóry i ściąga ją do granic możliwości. Nic z tego się nie wydarzyło. Mydło ma w swoim składzie trochę olejów, m.in. z rokitnika, i to je uważam za składniki, które nie pozwalają skórze stać się piszcząco czystą 🙂 Produkt wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie, świetnie oczyszcza i pachnie marcepanem, co sprawia, że stosuję go jeszcze chętniej. Używam co ok. 4-5 dni.
A co Wam szczególnie przypadło do gustu w kwietniu?
To mydelko NS jest gladkie czy takie chropowate, peelingowe? Czaje sie na nie od dluzszego czasu, pani w sklepie tez mi je zachwalala, ale boje sie ze okaze sie drapakiem do twarzy
PolubieniePolubienie
Nie, mydło ma postać pasty, kiedy rozprowadzi się je na skórze, jest całkowicie gładkie 🙂 Ja, dla lepszego efektu, zostawiam je przed zmyciem na parę minut jako maseczkę.
PolubieniePolubienie